Jak miasto zaczęło umierać

R-TOR/22.08.2018

Po przejściu frontu II wojny Szczecinek miał się jako tako. Specjalnie nie było widać zniszczonych budynków, ulic. Jakoś się to kupy trzymało chociaż nadjeziorne wille i ulice były w rękach żołnierzy radzieckich (nie sowieckich, bo po polsku sowiet oznacza radzić - państwo filolodzy).
Przed wojną w Neustettin wypoczywali ludzie z całej III Rzeszy, a miastu nadano nazwę Pommern Perle – Perła Pomorza. Tak było. A co po potem?
Potem był Miejski Zarząd Budynków Mieszkalnych. Mieli własną brygadę budowlaną. Funkcjonowały ze trzy Administracje Domów Mieszkalnych. Zatrudniano fachowców i miało to swój urok i uznanie tych, którzy mieszkali w czynszówkach. Potem zmieniono MZBM, a po 1989 po przełomie z komunizmu na „demokracje” zmieniono też zarządców i administratorów wspomnianej substancji mieszkaniowej.  W 1975 roku w Koszalinie odbyły się Centralne dożynki, Święto Plonów.  Przez miasto mieli jechać ważni dygnitarze, kto wie może i sam towarzysz Edward Gierek. Wypicowano ulice, elewacje budynków na Koszalińskiej, Bohaterów Warszawy, 9 Maja i na innych ciągach. Przy okazji poprawiono tynki i odmalowano, kolorowo wyglądało miasteczko, jak z bajki.  Odpicowano jak trzeba, w czym ogromna zasługa artystów plastyków państwa Drygasów.
Gdy publiczna demokracja dorwała się do władzy, dalej rządzić po swojemu, bo skąd mieli mieć doświadczenie. Oni się dopiero uczyli jak nas uszczęśliwiać. Administracje budynków odeszły, tak jak lokalówka od ratusza. Powstały zewnętrzne podmioty jak ZGM, PGK i szereg innych. I tu powstała bieda. ZGM by mieć jak najmniejsze koszty poszedł na łatwiznę. Do mniejszych czy trochę większych prac konserwacyjnych wynajmuje się podmioty zewnętrzne. Sprzedane mieszkania powiązano w tak zwane Wspólnoty Mieszkaniowe. Sam ZGM-TBS też jest tam jakąś wspólnotą i w przypadku budynków gdzie działa własna wspólnota i ZGM trzeba umieć się dogadać by budynek nie popadł w ruinę, by wspólnie wyłożyć kasę na jego remont.
W ten sposób kilkadziesiąt secesyjnych i starych budynków na zawsze zniknęło z pejzażu miasteczka, inne ruiny sprzedano, co prawda pojawił się w mieście  przedsiębiorca, prywatny konserwator zabytków, ale nie w smak on najjaśniej  nam panującemu i jego zgrai.  Nie było środków na  ratowanie starych czynszówek, ale na wyjazdy w godzinach pracy do fryzjera w Lipce to był czas i kasa? Oj, oj. Kroi się Carycy tej samej, która z obecnym kochasiem pracowała w magistrackiej lokalówce pod czujnym „nauczycielskim” okiem mamuśki.
Ponoć koło tych spraw chodzą specjaliści z CBŚP i to wcale nie z tego regionu, bo tu łapka łapkę….
 Dziwi mnie, że nikt nie potrafi tej szkarlatynie zaradzić. Po miasteczku krążą legendy i o Carycy i o smutasie prezesie i o całej firmie. Legendy krążą także o niezatapialnym prawniku zatrudnionym w tej firmie, o facecie, który zanim powstała tak zwana demokracja, pracował w Stanie Wojennym jako prokurator przy Mickiewicza.
Widać, to jakieś fatum nad tą firmą administrującą budynkami. Jednym z pierwszych radców prawnych był inny słynny lokalny prokurator śp. Zbigniew S. 
Idą wybory, może kandydaci do RM, ci z nowego rozdania otworzą szeroko oczy i usta i wyłowią te kwiatki. Proszę tylko do wazoników już nie dolewać wody. Niech te ze starego rozdania zwiędną.
P.S. Dziękuję Pani Jolancie W. za wspomnienia o niegdysiejszym Szczecinku.

REFLEKTOR


Wszystkie prawa zastrzeżone - Okiem Włapki Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja