Sowy i Przyjaciele

R-TOR/25.01.2018


Każde środowisko ma swoje stałe miejsce wymieniania poglądów, orzekania swoich „prawd”, stwierdzania i wypowiadania swoich ocen, w zależności od wagi tematu.
Nie od dziś wiadomo, że krwawi zabójcy leśnych zwierząt to niezwykle „elitarna” grupa ludków, dobrze zarabiających, mających swoje usytuowania w szczecineckich kastach (i nie tylko), ludzi „Bogów”.
Sport myśliwski z samego założenia jest bardzo drogą dyscypliną i bzdurą jest, że adepci przechodzą szkolenia, trudne egzaminy, staże itp. Wszystko zależy od zasobności portfela i stanowiska we wspomnianej kaście. Kto uprawia ten zabójczy sport? Ano lekarze, adwokaci, sędziowie, prokuratorzy, „biznesmeni”. Na palcach jednej ręki można policzyć autentycznych sanitariuszy i miłośników przyrody ożywionej. Dlaczego sanitariuszy, a to dlatego, że z założenia myśliwy eliminuje schorowaną, zranioną, zwierzynę.
W naszym regionie mamy naturalnych sojuszników przyrody. Mamy prawie pięć setek, mowa tu o wilkach. Wcale się nikt nie dowie gdy „przypadkiem” parę egzemplarzy padnie od strzelby  myśliwskiej. Zawsze może tak się zdarzyć, że we własnej obronie wilk znajdzie się na drodze  pana mecenasa czy doktora. A ile to wtedy będzie opowieści, ho, ho. 
To właśnie las, wspólne polowania – jak wieść gminna niesie, (żony myśliwych są gadatliwe) jest miejscem do pogaduszek biznesowych, załatwiania różnych interesów, nawet ferowania wyroków. W lesie nikt nikogo nie podsłucha jak np. w słynnej już warszawskiej knajpie „Sowa i druzja”.
W tym momencie przypomniała mi się taka „myśliwska” anegdota.
Mąż mówi żonie, patrz, spadł śnieg, jest ponowa, pójdę na polowanie. A idź kochany idź, tylko ciepło się ubierz bo idzie odwilż i będzie chlapa.
Małżonek wyszedł na zewnątrz, pokręcił się po podwórku, wypalił ze trzy papierosy i uznał, że w taką zimę, wredną pogodę nie ma po co iść na polowanie. Wraca do domu, rozbiera się i wchodzi do małżeńskiego łoża, - To ty kochanie – pyta zalotnie małżonka.
- Tak, to ja. Taki ziąb na dworze, zaczyna padać deszcz…
- No widzisz, a ten mój dureń poszedł na polowanie.
 
Kto i o czym konkretnie rozmawia na polowaniach? Zapewne usłużne małżonki „myśliwych” z czasem doniosą i zapewniam, że opublikuję te zwierzenia „zapominanych na czas polowań” osamotnionych małżonek. No i zapewne to będzie hit informacyjny w tym naszym kastowym Pierdziszewie. Wybory do samorządu już za pasem więc takie ciekawostki mogą oczyścić, powstrzymać samorządowe zachcianki potencjalnych pretendentów nie tylko po łowieckie trofea, ale także i po te magistrackie fotele.
Darzbór.
 
REFLEKTOR
 
Wszystkie prawa zastrzeżone - Okiem Włapki Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja